piątek, 27 grudnia 2013

Święta, święta i po świętach...

    Wpis nad wyraz typowy, jeden z miliona, które już się pojawiły i dopiero pojawią w sieci, ale cóż, jak się nie ma nic ciekawego do przekazania, a jednocześnie odczuwa ogromną, próżną potrzebę pisania, trzeba się chwytać takich banałów.
W tym roku Boże Narodzenie ( swoją drogą chciałoby się rzec, że to apogeum mojej hipokryzji - jako ateistka nie powinnam obchodzić tego Święta - ale cóż, kocham jedzenie i kocham prezenty, poza tym owe Święto zawsze postrzegałam bardziej jako obyczaj niż tradycję religijną) było stosunkowo udane - pod choinką, mimo wcześniejszych gróźb, że będzie skromnie, znalazło się sporo paczek ( większość oznaczona moim imieniem, co należy mi się ustawowo), dobre jedzenie, miłe towarzystwo, masa zabawnych, w połowie odgrzewanych, a w połowie nieznanych dotąd wspomnień i jeszcze więcej mądrości życiowych typu: trzeba zamykać dziecko w piwnicy, by w przyszłości uciekło za granicę i lepiej żyło.
Niestety, jak to zwykle bywa, nie zabrakło też minusów - przytyków do mojej wagi, poczucia nierównego traktowania, złego samopoczucia związanego z kaprysami nadmiernie rozpieszczonego brzuszka, kolejnych frustrujących rewelacji z drugiej linii frontu i sromotnej porażki w walce z własnymi barierami. To ostatnie zabolało chyba najbardziej, zrobiło ze mnie wyrodną córkę i wnuczkę. Próbowałam się przełamać, ale nie dałam rady - już zbyt głęboko tkwię w tym bagnie, które niektórzy nazywają zdziczeniem, a ja izolacją od świata zewnętrznego. I to jest w sumie smutne, a jeszcze smutniejsze jest to, że niektórzy nie potrafią zrozumieć, że to nie jest mój świadomy wybór, a już coś na kształt choroby. Ale nieważne, nie mam wpływu na to, co myślą inni i jak postrzegają świat, więc chyba nie powinnam aż tak się tym przejmować.
Muszę też się przyznać do tego, że złamałam coroczną tradycję - nie obejrzałam Kevina. Po kilkunastu minutach przypomniałam sobie o emisji Amadeusza, na którego rzecz odpuściłam sobie również Donniego Brasco.
W sumie to się nawet cieszę, że moje największe dylematy to te, który film mam obejrzeć i którą z sałatek przy nim spożyć.
Mały człowiek = małe problemy.

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Wyznania

Nie jestem podobny do żadnego z tych, których widziałem; śmiem wierzyć, iż nie jestem podobny do żadnego z istniejących. Jeśli nie lepszy, w każdym razie jestem inny - Jean Jacques Rousseau.


~*~

    Kolejny z tych cytatów, które idealnie pokryły się z moimi aktualnymi przemyśleniami. Nie podzielę się nimi; są aż nazbyt egocentryczne i poniekąd obrzydliwie próżne, nawet jak dla mnie.  Mogą istnieć tylko w mojej głowie, ewentualnie mogę przelać je na papier, ale na klawiaturze nie powinny zostać wystukane, choćby z racji tak bliskich Świąt. Choć kto wie, może zaczną aż za bardzo mnie uwierać, może wyzbędę się obawy przed zrażeniem do siebie jeszcze większej liczby osób... Pożyjemy, zobaczymy, a póki co, Wesołych Świąt, drodzy mili!

piątek, 13 grudnia 2013

Zmiana spojrzenia

    Wczoraj wieczorem, pod wpływem sytuacji pewnego członka mojej rodziny, nastąpił we mnie przełom. Jaki? Odkryłam, że niczego nie pragnę bardziej niż tego, by każdy bliski mi człowiek był szczęśliwy. Nie chcę oglądać ich cierpienia, nie chcę patrzeć na ich łzy, chcę, żeby wszytko układało się po ich myśli, nawet jeśli ja wciąż będę nieszczęśliwa i pozostanę czarną owcą. Dziwne, czyż nie? Jeszcze niedawno myśl, że im się ułoży, a mi nie, paliła mnie od środka, teraz to piekielne gorąco zamieniło się w przyjemne ciepło. Poczułam się tak, jakby z serca spadł mi dwutonowy głaz, coś niesamowitego. I jeszcze na dokładkę przyśnił mi się bardzo symboliczny sen:
na początku czułam się tak, jakby w moim wnętrzu tkwiło coś bardzo złego, coś co zabijało wszelkie szczęście we mnie i w moim otoczeniu. W pewnym momencie zaczęły pojawiać się różne przedmioty, które dziwnie pulsowały, na ścianach i sufitach tworzyły się różne pęknięcia i moim zadaniem było je naprawiać, dostosowywać się do co chwila pojawiających się wskazówek. Jedno zadanie pociągało za sobą kolejne. Na koniec spojrzałam w lustro i mimo iż byłam sama w pomieszczeniu, w odbiciu zobaczyłam całą swoją rodzinę. Był to jakoby symbol uwolnienia się od samolubnego podejścia i narodzin pragnienia szczęścia dla innych. I właśnie wtedy we śnie wyzbyłam się tego pierwotnego uczucia, tego nieuzasadnionego strachu i zła.
         Kiedy takie rzeczy śnią mi się po tym, jak zaszła we mnie taka zmiana, nie potrafię wierzyć, że sny mogą być wyłącznie zlepkiem przypadkowych obrazów. W tym musi być coś więcej, musi...  

piątek, 6 grudnia 2013

Sonet 66

    Wczoraj, kontynuując czytanie Stu najważniejszych książek świata, w rozdziale poświęconym Szekspirowi trafiłam na przytoczony Sonet 66. Spodobał mi się do tego stopnia, że przeczytałam go dziesięć razy i idąc dalej, cały czas miałam ochotę do niego wracać, by na nowo chłonąć jego wersy, dlatego też zdecydowałam się dodać go na bloga, by podzielić się jego niezaprzeczalnym pięknem z innymi:



Dość tego mając, wołam o śmierć cichą:
Dość mam zasługi w żebraczkę zmienionej,
Błyskotek, które kryją nicość lichą,
Wiary najczystszej nikczemnie zdradzonej,
Czci, która kryje zbrodnię pod pozłotą,
Cnoty dziewiczej zhańbionej zbójecko,
Doskonałości zanurzonej w błoto,
Siły, nad którą panuje kalectwo,
Sztuki o ustach zamkniętych przez władzę,
Głupoty, gdy jest lekarzem mądrości,
Prawdy najprostszej, nazwanej prostactwem,
Dobra w niewoli, gdy służy podłości.
Dość mając tego, mógłbym dni me skrócić,
Gdybym miłego nie musiał porzucić. 



Dlaczego ostatnio więcej tu cytatów niż moich własnych myśli? Powody są w sumie trzy.
Po pierwsze: cudze słowa zwykle lepiej potrafią oddać moje własne uczucia, niż zdania tworzone przeze mnie samą.
Po drugie: mądrymi słowami mądrych ludzi zawsze warto się dzielić. Nie po to, by samemu sprawiać wrażenie mądrzejszego, a po to, by te słowa były ciągle żywe, by cały czas znajdowały się w obiegu, by trafiały do ludzi, którzy ich nie znali i w ten sposób wpływały na ich światopogląd. Sama wiele się nauczyłam z przytaczanych przez innych ludzi tekstów, otworzyłam oczy na wiele spraw, które wcześniej ignorowałam (świadomie bądź też nieświadomie), pogłębiłam swoją wiedzę i wrażliwość, choć może tego nie pokazuję, może się to nie przebija przez to, co piszę i co mówię.
Po trzecie: najzwyczajniej w świecie nie mam ostatnio weny do tworzenia dłuższych wypowiedzi pisemnych, które będą miały jako taki sens i nie będą przypominały zapisków półgłówka analfabety.

A tak poza tematem: w końcu spadł pierwszy śnieg, na który tak długo czekałam, co prawda niewiele, ale lepsze to niż nic. No i pierwszy raz w życiu miałam okazję zobaczyć dwa swoje ulubione zjawiska pogodowe jednocześnie: wspomniany wyżej opad śniegu i burzę. Coś pięknego!

czwartek, 5 grudnia 2013