poniedziałek, 6 stycznia 2014

Milczenie owiec

    Nie wszystkie, ale większość książek w jakiś sposób na mnie oddziałuje. Ta spod pióra Thomasa Harrisa napełniła mnie przeogromną, taką wręcz rozrywającą, chęcią napisania kryminału z prawdziwego zdarzenia. Ale cóż, po kilku chwilach sama i inni przypomnieli mi, że nie dla psa kiełbasa. Chcieć to nie znaczy móc. Między "chceniem", a możnością jest gigantyczna różnica, szczególnie w moim przypadku.
Który to już raz zakochuję się w jakieś dziedzinie sztuki i boleśnie uświadamiam sobie, że nie jestem w stanie osiągnąć tego, co bym chciała? Przestałam już nawet liczyć. Z wiekiem lepiej to znoszę, ale mimo wszystko nadal cierpię. Zbyt dużo ambicji i pragnień, zdecydowanie za mało umiejętności i tak zwanego talentu. Chyba naprawdę powinnam wytatuować sobie tak uwielbiony przeze mnie cytat z filmu Blow, który tak często powtarzałam w swoich wypowiedziach pisemnych: wymuszam uśmiech, wiedząc, że moje ambicje przerosły mój talent.
     Dzień idealny na takie wynurzenia, niedzielny nastrój w poniedziałek - zły humor po przebudzeniu i irytacja spowodowana zachowaniem domowników, a na sam koniec nokaut rozmową telefoniczną. Choć nie wiem, czy powinnam użyć słowa koniec, w końcu do zakończenia szóstego stycznia pozostało jeszcze kilka godzin.
Nieważne, żal wylany, serce kilka kilo lżejsze i byle do rana.


~*~

[...] rytm automatycznej pralki jest jak bicie wielkiego serca a szum przelewającej się w niej wody jak odgłos, który słyszy nienarodzone jeszcze dziecko: przypomina miejsce, w którym po raz ostatni doznaliśmy spokoju.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz