Dokonała się wewnętrzna przemiana, nastąpił pewien przełom - nadal morduję w snach, równie często i brutalnie, jednak nie czuję już satysfakcji, nie sprawia mi to przyjemności. W trakcie i po dokonaniu mordu czuję obrzydzenie do samej siebie, złość, że pozwoliłam sobie na czyn tak ohydny i haniebny. I choć obudziłam się mokra i drżąca, poczułam ulgę.
Fakt, że śnią mi się te okropne rzeczy i że w tych snach nie odczuwam wyrzutów sumienia, zawsze mnie przerażał, sprawiał, iż zaczynałam bać się samej siebie, w pewnym stopniu nawet się sobą brzydziłam - skoro moja podświadomość kreuje takie, a nie inne obrazy i reakcje, musi siedzieć we mnie coś złego. Teraz czuję nieco większy spokój; pojawił się żal, co oznacza, że walczę z tą niecną cząstką swojej natury.
Może nie przejmowałabym się tym aż tak bardzo, gdyby nie te napady szału, które tak często mnie dopadają w rzeczywistości; świadome wybuchy i podświadome krzywdzenie ludzi, wnioski nasuwają się same i ciężko to ignorować.