Chaos kontra pustka; tak usilnie próbuję coś z siebie wykrzesać, a wypluwam tylko krótkie, banalne komunikaty.
W dzieciństwie słowo banalny kojarzyłam wyłącznie z bananami.
Jak zdanie może być bananowe? Przecież słowa nie mają smaku ani zapachu.
Wszystko, co wypluwam (werbalnie), pachnie bananami. I jestem tak samo zniesmaczona (choć uwielbiam banany) jak zniesmaczona byłam wczoraj, słysząc w reklamie komunał (to skojarzenie ma mniej przyjemny aromat) o Bieszczadach.
I tak właśnie się czuję: jak ten wypalony reklamowiec chwytający się desperacko utartych do bólu hasełek, byle tylko coś z siebie wyrzucić, byle coś spłodzić.
Może powinnam pracować w reklamie? Pod presją, nawet tą narzuconą przez samą siebie (czyt. seria Słowotoki), płodzę godne pożałowania hasełka, jak dzisiejsze:
Samoświadomość - naturalny pogromca kokieterii.
Miałam się rozwodzić nad złem kryjącym się za terminem kokieteria, ale gorsze od wymuszonych słowotoków (ajć!) jest tylko stereotypowe narzekanie, okraszone nutą samopochwały.