piątek, 22 listopada 2013

Myśl dnia - gniew

~*~

Lekarstwem na gniew jest milczenie.

~*~

     Kto z nas nigdy nie doświadczył tego paskudnego uczucia, jakim jest gniew? Czy jest choć jedna osoba, która w złości nie powiedziała czy nie zrobiło czegoś, czego później żałowała? Znajdzie się ktoś, kto ani razu nie uderzył pięścią w ścianę czy też jakiś twardy przedmiot w przypływie ogromnej, monstrualnej wręcz złości? 
Wielokrotnie wyżywałam się na innych, kiedy nie byłam w stanie poradzić sobie ze swoimi emocjami. Obelgi, czasami nawet rękoczyny owszem, przynosiły ulgę, ale tylko chwilową, potem do gniewu dołączały też wyrzuty sumienia i było jeszcze gorzej. W końcu nauczyłam się pewnej rzeczy - gdy ktoś piekielnie mnie zezłości, muszę się po prostu zamknąć. Tak zwyczajnie po ludzku stulić dziób i poczekać, aż największa fala złości minie. 
Liczenie do dziesięciu - może to banalne, ale w połączeniu z głębokimi oddechami naprawdę pomaga. Kilka, kilkanaście, czasami nawet kilkadziesiąt minut ciszy i jestem gotowa do kulturalnego wyjaśnienia sprawy, rozwiązania problemu czy czegokolwiek innego, co wywołało mój gniew. Wtedy mam pewność, że nie palnę czegoś, czego nie powinnam, że nie pogorszę sytuacji, a wręcz przeciwnie, jakoś ją załagodzę.
Oczywiście nie zawsze ta sztuka mi się udaje, wciąż mam momenty utraty całkowitej kontroli nad sobą, ale czy mi się to podoba, czy nie, jestem człowiekiem i siłą rzeczy muszę zaliczać takie "upadki".


Generalnie to powyżej to jakiś bełkot, którego sama nie ogarniam, ale nie chciałam publikować samej myśli, poczułam potrzebę dorzucenia czegoś od siebie. 
Z tymi moimi potrzebami to już sama ledwo wytrzymuję, bo czuję przymus i chcąc nie chcąc, piszę, a potem publikuję jakieś gówniane wywody, niemające ani ładu, ani składu. 
Diabełek z lewego ramienia próbuje mnie wykończyć... I innych przy okazji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz