środa, 20 listopada 2013

Szczęście

    Jak zepsuć mi humor na kilkadziesiąt godzin? Co trzeba zrobić, by zepchnąć mnie z torów właściwego myślenia? Wystarczy jedno błahe stwierdzenie - jestem szczęśliwa/ -y.
Nie akceptuję cudzego szczęścia, nie chcę go oglądać, nie chcę być nim napastowana. Pod tym względem jestem piekielnie złym człowiekiem.
To nie jest też tak, że życzę wszystkim wiecznych trosk i bólu, niech sobie będą szczęśliwi, proszę bardzo, tyle ich, ale niech się z tym tak kurewsko nie obnoszą - idź bądź szczęśliwy gdzie indziej, jakby to ujął współczesny internauta.
Szczęście to dla mnie drażliwa kwestia, co zapewne nie raz udowodniłam. Nie próbuję na siłę niszczyć takiego stanu ducha w drugim człowieku, to byłoby okrutne, ale nie potrafię opanować poczucia satysfakcji, gdy po kilku dniach wielkiego szczęścia, którym trzeba się było chwalić wszem i wobec, owy człek wpada w szpony mroku i załamania.
Szczęście to taka rzecz, która jest nam dana tylko na chwilę, więc warto z niego korzystać i pielęgnować je w sobie, zamiast ogłaszać to całemu światu, a potem czuć się jak idiota, gdy los wyrwie nam je z rąk. Bo nic nie trwa wiecznie, więc im więcej zachowuje się dla siebie, tym lepiej.
Jestem niesprawiedliwa? Okrutna? Zgorzkniała? Zazdrosna? Wykazuję się przeogromną hipokryzją? Mam problem sama ze sobą i przerzucam swoją własną nienawiść do samej siebie na ludzi, którym w odróżnieniu ode mnie się powiodło?
Napiszcie mi coś, czego nie wiem...
~*~

MYŚL DNIA:

W oczach złego psa wszystko jest złe.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz