Ostatnimi czasy zaczęłam dosyć regularnie oglądać program Kobiety, które niosły śmierć. Bardzo często określa się tam jakieś zbrodnie jako makabryczne, najbrutalniejsze w historii, szokujące, a ja tym czasem odpowiadam w głowie: e tam, to wcale nie było takie brutalne. Przeraża mnie to, bo przecież morderstwo samo w sobie jest czymś brutalnym, co automatycznie powinno wywoływać w człowieku dreszcz przerażenia. I kiedyś tak było ze mną, wspomniano o byle zbrodni, a ja już trzęsłam się jak osika, czując nieprzyjemny ucisk w zdających się gotować narządach. A teraz? Teraz czuję głównie pogardę dla sprawcy i frustrację, gdy dowiaduję się, jak niski wyrok otrzymał, albo gdy okazuje się, że może mieć szansę na wcześniejsze zwolnienie. Ale nie jestem już w szoku, nie zbiera mi się na wymioty, gdy ktoś podaje dokładne szczegóły dokonanego gdzieś zabójstwa. Morderstwo stało się dla mnie czymś naturalnym, co jest na stałe wpisane w naszą kulturę. Nie oznacza to oczywiście, że popieram takie działania, absolutnie nie! Chodzi raczej o ukazanie tego, jak wszechobecność przemocy i mordów w przemyśle rozrywkowym potrafi znieczulić człowieka. Przyzwyczaja go do brutalnych obrazów, poniekąd sprawia, że przechodzi z tym do porządku dziennego, w końcu gdy widzimy coś kilkaset razy, chociażby w telewizji, w pewnym stopniu zaczynamy się z tym oswajać i to nie jest już takie straszne. Dziś tak naprawdę nie jestem w stanie obejrzeć jedynie Czasu zabijania, ale to przez zawarty tam gwałt na dziecku, bo gwałt, mimo iż jest tak samo "popularny" w filmach z dreszczykiem czy w zbrodniach dokonywanych w prawdziwym życiu, co morderstwo, wciąż mnie szokuje, wciąż wywraca wnętrzności do góry nogami, wciąż napawa ogromnym przerażeniem i obrzydzeniem. W tej kwestii nie jestem znieczulona jak użytkownicy forum filmowego, którzy twierdzą, że gwałt w Ostatnim domu po lewej był zdecydowanie za mało brutalny i nie powinien nikogo szokować...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz