poniedziałek, 27 kwietnia 2015

O żywotach zmarnowanych

        Życie jest smutne - jako dziecko snujesz wielkie plany, mówisz, że będziesz podróżować, poznawać świat i ciekawych ludzi, zakładasz, że zrobisz wielką karierę w dziedzinie, która akurat cię interesuje i wszystko będzie tak jak w tych amerykańskich filmach. Tymczasem w wieku dwudziestu trzech lat kończysz z dwójką dzieci i niewdzięcznym skurwysynem, który nie ma do ciebie za grosz szacunku i tłucze cię przy każdej możliwej okazji. 
Nie masz nawet komu się wyżalić, bo twoje szkolne przyjaciółki, które miały być przy tobie aż po sam grób, pluskają się w swoich własnych czarach goryczy. 
Między jedną ciążą a drugą głowią się nad tym, za co kupią dodatkowe paczki pieluch; jak upchną czteroosobową rodzinę w jednym, malutkim pokoiku w obskurnym mieszkaniu komunalnym. 
Wypruwają sobie żyły na trzech etatach, by utrzymać bezrobotnego lenia, który wmawia im, że jest najlepszym facetem, na jakiego je stać; rozkładają nogi przed bandą zapijaczonych capów byle tylko dostać coś, co uciszy wrzask podłego nałogu. 
Inne, leżąc sobie na plaży na Cyprze, mają głęboko gdzieś twoje plebejskie problemy - popijając kolejnego drinka, myślą o tym, kiedy wypada następna wizyta u kosmetyczki, bo nie chcą, by te trzy włoski na krzyż oszpeciły ich pięknie opalone nóżki.
A jeszcze inne obserwują cię z boku i siedząc wygodnie w swojej pustelni, cieszą się, że nie są tobą.
        Bo życie można zmarnować na wiele sposobów, najważniejsze, by wybrać ten najbardziej znośny. 

niedziela, 19 kwietnia 2015

Monotonia

        Dręczy mnie ta suka niemiłosiernie. 
Z jednej strony daje poczucie bezpieczeństwa, z drugiej frustruje tak, że gdyby była osobą, z chęcią urwałabym jej głowę. 
Wszystkie dni są takie same, wszystkie się ze sobą mieszają. Orientację daje mi kalendarz i repertuar telewizji. 
Każda godzina ma przypisaną do siebie czynność, wszystko dzieje się w zgodzie z powstałym X czasu temu planem. 
Mimo tego porządku ciągle mam wrażenie, że we mnie, w mojej głowie panuje nieustanny chaos.
Może ten porządek, ta diabelska rutyna są sprzeczne z moją prawdziwą naturą?
Jaka jest moja prawdziwa natura?
Tego nie wiem, nie wiem też wielu innych rzeczy, choćbym chciała. 
Ale wiem za to, że bardzo nie lubię budzić się przed jedenastą - im szybsza pobudka, tym więcej czasu do marnowania. 

poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Dziś będę nietaktowna

Publiczne narzekanie na własną rodzinę jest nietaktownym odzieraniem się z prywatności, jednak mam już po dziurki w nosie tego, że ciągle muszę płacić (w przenośni i dosłownie) za głupotę innych. 
Nie rozumiem, jak można nie mieć szacunku do cudzej własności, jak można za cudzymi plecami o niej decydować. Działanie na zasadzie co twoje to moje, co moje tego nie rusz, jest jednym z najbardziej podłych i egoistycznych postępowań, jakie mogą występować w rodzinie. 
Jako jedynaczka mam pewien gen chytrości, myśl, że mam się czymś dzielić, jest dla mnie niekomfortowa, ale kiedy nadchodzi jakaś potrzeba, całkowicie o tym zapominam  i staję się najbardziej szczodrą osobą, jaką można sobie wyobrazić. Nie odmawiam jedzenia, pieniędzy i przysług, czasami aż za bardzo daję się wykorzystywać, ale chyba na tym polega idea człowieczeństwa. 
To dosyć śmieszne, że ja, jednostka stroniąca od aktywnego życia społecznego, uważana przez domowników za największego znanego im dziwaka, wykazuję się większymi umiejętnościami społecznymi niż tak zwani otwarci ludzie.
To zaiste frapujące, jak bardzo mogą się od siebie różnić osoby dzielące DNA i wychowujące się w tym samym środowisku... 

piątek, 10 kwietnia 2015

Bo dawno mnie tu nie było

  Od pewnego czasu staram się patrzeć na siebie łagodniejszym okiem, za motto przyjęłam zdanie: to, jak postrzegasz samego siebie jest ważniejsze od tego, jak widzą cię inni, i czuję się sto razy lepiej, oczywiście pod względem psychicznym. 
Zaczęłam darzyć samą siebie wielką  (zdrową) miłością, choć nie sądziłam, że to będzie kiedykolwiek możliwe. Dopisek zdrową wskazuje na to, że widzę swoje wady, ale już ich nie wyolbrzymiam, akceptuję je i jeśli to możliwe, staram się je eliminować, ewentualnie zmniejszać. 
  W związku z powyższym zmniejszyła się moja potrzeba narzekania, a wiadomo, że z osobami mojego pokroju jest tak, że jak nie mają na co narzekać, to nie mają i o czym pisać. Ale dawno się tu nie odzywałam, a że nabrałam dziś na to ochoty, oto jestem. 
  Zamiast standardowo narzekać na siebie, ponarzekam trochę na innych:

1. Domownicy - doskonale wiedzą, że żyrandol w korytarzu uległ awarii i wciskanie kontaktu grozi spięciem, a mimo to włażą  do domu i pierwsze co, to wciskają ten przeklęty pstryczek. Kiedy odkrywają, że żarówka się nie świeci, ponawiają proceder kilka razy, aż w końcu nie wiadomo, czy światło jest zgaszone, czy zapalone, bo zostawiają jeden pstryczek wciśnięty. A jak wszystkim wiadomo, z instalacją nie ma żartów, szczególnie z tą starą, ale wygląda na to, że tylko ja się tym przejmuję.


2. Przeglądarka - uwielbiany przez wszystkich Firefox po ostatniej aktualizacji całkowicie mi siadł. Nie mogę załadować żadnej strony, wszystko automatycznie się zawiesza i jedyną opcją jest zresetowanie komputera. Ratuje mnie jedynie masowo tępiony Internet Explorer. Jednakowoż nie działa na niej Twitter, więc zostałam zmuszona do pobrania Opery. Jeśli ów wpis widnieje na blogu, misja zakończyła się sukcesem. 


3. Neostrada - od kilku tygodni regularnie przerywa połączenia i zmniejsza ich prędkość. Dziś stało się to dziesięć razy w ciągu kilku minut. Jestem wściekła, bo chyba nie za to płacę rachunki. Z tego, co się orientuję, nie jest to wyłącznie mój problem. I żałuję tylko jednego - że w mojej dziurze to jedyny dostawca Internetu i nawet nie mam co marzyć o jakiejkolwiek zmianie.


  Tak poza tym to dotleniłam się dziś bardziej niż zwykle - potrzebowałam trochę świeżego powietrza po tym, jak przyśnił mi się ogromny krwotok uszny, co zgrało się z moją najnowszą paranoją (HIPOCHONDRYCZKA!!!!) - guzem mózgu. 
  A tak generalnie to jest znośnie, nie licząc tego, że średnio co tydzień wymyślam sobie nowe schorzenia (HIPOCHONDRYCZKA DO KWADRATU!!!!). Więcej czytam, więcej piszę, oglądam mniej telewizji i ćwiczę, by ulżyć swemu kręgosłupowi. Ludzi spoza rodziny w dalszym ciągu unikam jak ognia. A dziś przez cały dzień odbija mi się zjedzona na obiad kiełbasa.