poniedziałek, 27 kwietnia 2015

O żywotach zmarnowanych

        Życie jest smutne - jako dziecko snujesz wielkie plany, mówisz, że będziesz podróżować, poznawać świat i ciekawych ludzi, zakładasz, że zrobisz wielką karierę w dziedzinie, która akurat cię interesuje i wszystko będzie tak jak w tych amerykańskich filmach. Tymczasem w wieku dwudziestu trzech lat kończysz z dwójką dzieci i niewdzięcznym skurwysynem, który nie ma do ciebie za grosz szacunku i tłucze cię przy każdej możliwej okazji. 
Nie masz nawet komu się wyżalić, bo twoje szkolne przyjaciółki, które miały być przy tobie aż po sam grób, pluskają się w swoich własnych czarach goryczy. 
Między jedną ciążą a drugą głowią się nad tym, za co kupią dodatkowe paczki pieluch; jak upchną czteroosobową rodzinę w jednym, malutkim pokoiku w obskurnym mieszkaniu komunalnym. 
Wypruwają sobie żyły na trzech etatach, by utrzymać bezrobotnego lenia, który wmawia im, że jest najlepszym facetem, na jakiego je stać; rozkładają nogi przed bandą zapijaczonych capów byle tylko dostać coś, co uciszy wrzask podłego nałogu. 
Inne, leżąc sobie na plaży na Cyprze, mają głęboko gdzieś twoje plebejskie problemy - popijając kolejnego drinka, myślą o tym, kiedy wypada następna wizyta u kosmetyczki, bo nie chcą, by te trzy włoski na krzyż oszpeciły ich pięknie opalone nóżki.
A jeszcze inne obserwują cię z boku i siedząc wygodnie w swojej pustelni, cieszą się, że nie są tobą.
        Bo życie można zmarnować na wiele sposobów, najważniejsze, by wybrać ten najbardziej znośny. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz