Publiczne narzekanie na własną rodzinę jest nietaktownym odzieraniem się z prywatności, jednak mam już po dziurki w nosie tego, że ciągle muszę płacić (w przenośni i dosłownie) za głupotę innych.
Nie rozumiem, jak można nie mieć szacunku do cudzej własności, jak można za cudzymi plecami o niej decydować. Działanie na zasadzie co twoje to moje, co moje tego nie rusz, jest jednym z najbardziej podłych i egoistycznych postępowań, jakie mogą występować w rodzinie.
Jako jedynaczka mam pewien gen chytrości, myśl, że mam się czymś dzielić, jest dla mnie niekomfortowa, ale kiedy nadchodzi jakaś potrzeba, całkowicie o tym zapominam i staję się najbardziej szczodrą osobą, jaką można sobie wyobrazić. Nie odmawiam jedzenia, pieniędzy i przysług, czasami aż za bardzo daję się wykorzystywać, ale chyba na tym polega idea człowieczeństwa.
To dosyć śmieszne, że ja, jednostka stroniąca od aktywnego życia społecznego, uważana przez domowników za największego znanego im dziwaka, wykazuję się większymi umiejętnościami społecznymi niż tak zwani otwarci ludzie.
To zaiste frapujące, jak bardzo mogą się od siebie różnić osoby dzielące DNA i wychowujące się w tym samym środowisku...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz