niedziela, 28 września 2014

Niedzielna pułapka myśli



    Samotność jest wtedy, gdy oglądając dokument o pingwinach, gadasz sama do siebie, pochłaniając kawałki kurczaka z mrożonki z sosem słodko-kwaśnym.
   
    Mój pies to rasowy pies ogrodnika - nie chciała się dziś ze mną bawić, a gdy tylko cmoknęłam na psa kuzynki, spojrzała na mnie tak, jakbym uraziła jej majestat. 
"Jesteś moją panią, masz kochać tylko mnie, nawet wtedy, gdy nie zwracam na ciebie uwagi, bo ważniejsza jest dla mnie obserwacja kotów".

    Nie wiem, gdzie mam dzisiaj głowę - zmarnowałam kapsułkę z kawą i ostatki śmietanki, bo zamiast zaczekać, aż woda w ekspresie się zagrzeje, a guziczek stanie zielony, nacisnęłam go, gdy jeszcze mienił się na czerwono.

    Wiele razy pisałam i myślałam o tym, że bardzo chciałabym być dobrym człowiekiem. Co dla mnie znaczy bycie dobrym człowiekiem? Kto jest dla mnie przykładem dobrego człowieka? Moja mama. Tak, jak ona pomaga swojemu wujkowi, któremu poszczęściło się w życiu mniej niż nam, nie pomaga mu nikt inny.
Zresztą nie tylko jemu - gotowa jest rzucić wszystko byle tylko pomóc osobie, która akurat tej pomocy potrzebuje.
A ja musiałam oczywiście odziedziczyć charakter po ojcu egocentryku, który swoją megalomanią zawstydziłby nawet Johnny'ego Bravo. 
Genetyka jest niesprawiedliwa.

poniedziałek, 22 września 2014

Ciemna strona wyobraźni



    Rocznica urodzin to taki czas, kiedy człowiek, po fali radości związanej z przyjęciem prezentów i najedzeniem się tortem, zaczyna myśleć, analizować całe swoje istnienie, wszystkie elementy, które się na nie składają.
         Wnioski bywają różne: jednych satysfakcjonują, innych doprowadzają do łez. Nikogo nie zaskoczę, gdy napiszę, że zaliczam się do tej drugiej grupy.
        Dopadło mnie w nocy, podczas seansu American Horror Story. Taki nagły smutek, wykręcająca wnętrzności melancholia.
        Coś, co uważam ze swój największy dar, tak naprawdę stanowi moje najgorsze przekleństwo.
Wyobraźnia, to ona spaczyła moje postrzeganie świata. Od dziecka miałam tendencję do uciekania w świat fantazji, gdzie wszystko było lepsze niż w rzeczywistości. Nikogo to nie martwiło, w końcu wszystkie dzieci tak robią, to normalne. Niestety zostało mi to do dziś i kompletnie zniszczyło.
        Świadomość, że moje życie nigdy nie będzie wyglądało jak to, które sobie wymyśliłam, odbiera mi wszelką radość, energię i motywację.
Rzeczywistość porównana z tymi wspaniałymi rzeczami dziejącymi się w mojej głowie zawsze będzie wypadać blado i nigdy mnie nie usatysfakcjonuje.
    Nie jestem chora, jak sugeruje mi to rodzina, jestem po prostu znudzona i sfrustrowana, bo zawiesiłam poprzeczkę tak wysoko, że choćbym dwoiła się i troiła, nigdy jej nie przeskoczę.

Ale jej życie było zimne jak poddasze, którego okienko wychodzi na północ. I nuda - milczący pająk - snuła w mroku swą nić we wszystkich zakątkach jej serca - Gustaw Flaubert; Pani Bovary

poniedziałek, 15 września 2014

Cytat dnia

Przyszłość była jak czarny korytarz z głucho zamkniętymi drzwiami na końcu 
- Gustaw Flaubert; Pani Bovary




    Zainspirowana powyższym zdaniem, stworzyłam wpis dotyczący moich zapatrywań na przyszłość połączonych z czymś, co nazwałam "depresją przedurodzinową". Ostatecznie jednak uznałam, że jest to tekst zbyt osobisty i nazbyt obnażający, więc zdecydowałam się podzielić nim z pamiętnikiem, w którym znajdowała się dotychczas tylko jedna notatka (o podobnym wydźwięku) z szóstego września dwa tysiące trzynastego roku. Wtedy właśnie postanowiłam pogodzić się z klasycznym, papierowym dziennikiem, jednak bez sukcesu.
Chyba aż nazbyt uzależniłam się od bloga i próżnej świadomości, że ktoś interesuje się moją osobą, tym, co siedzi w mojej głowie.
Stąd tylko kolejny Cytat dnia i zupełnie niepotrzebny dopisek tworzony w potrójnie niesprzyjających warunkach - choroba, słońce natarczywie wpychające się przez okno i ciągłe "trzęsawki" całego domu spowodowane przez dziury w drodze, która dziś miała zostać pokryta świeżym asfaltem. Miała, ale przecież bezcelowe spacerki z papieroskami i dłubanie słonecznika jest ważniejsze niż równa droga i spokój mieszkańców.

piątek, 5 września 2014

Krótko o kulturze i dobrym wychowaniu


    1. Nie lubię, nie cierpię, nienawidzę, krew mnie zalewa, kiedy ktoś wchodzi do MOJEGO domu bez pukania, nieważne czy to rodzina, czy ktoś obcy. Jeśli gdzieś nie mieszkasz, nie wchodź jak do siebie!
    2. Kiedy oddaję się czynnościom higienicznym, nie życzę sobie, by ktokolwiek walił mi do drzwi łazienki i zadawał głupie pytania. Łazienkowy czas to czas tylko dla MNIE!
    3. Jeśli do mnie dzwonisz i mówię ci, że nie wiem, gdzie jest i co robi osoba, o którą pytasz, nie nalegaj na to, bym biegała po całym domu i podwórku i jej szukała, zwłaszcza gdy jestem zirytowana po tym, jak ktoś wlazł mi do domu bez pukania i zaczął dobijać się do łazienki.
    4. Nie próbuj się wymądrzać i wpierać mi, że wyolbrzymiam swoją reakcję, gdy chwilę wcześniej miały miejsce trzy powyższe sytuacje.


Dom, słodki dom, gdzie nienaganna panuje kultura
Gdzie ludzie dobrze wychowani i nikt nikogo nie wkurwia.

czwartek, 4 września 2014

Seryjny morderca z wyrzutami sumienia


    Dwojakość natury ludzkiej, trzeba przyznać, jest fascynująca. Z jednej strony pragniemy budować, z drugiej bez mrugnięcia okiem dokonujemy aktu destrukcji, który w pierwszej chwili wypełnia nas ulgą, a w następnej wpycha w otchłań wyrzutów sumienia.
    Codziennie zabijam co najmniej jedną muchę. Kiedy to robię, czuję zadowolenie, w końcu to plugawe, irytujące stworzenie - żeruje na martwych zwierzętach, chodzi po odchodach tych żywych, a potem wlatuje ci do domu i siada na jedzeniu lub też zanurza się w napoju - po co ma istnieć?
Ale zawsze potem dopadają mnie wyrzuty sumienia, bo to przecież żywa istota, a kim ja jestem, by decydować o tym, kto ma żyć, a kto umierać?
    Nienawidzę czegoś, ale jednocześnie się nad tym lituję - mysz, którą kot, zamiast zabić, zostawił cierpiącą, nie mogącą się ruszyć na trawie - ; darzę coś miłością, ale chętnie bym to zniszczyła w przypływie złości; płaczę na widok cierpiących ludzi, a często gęsto mam ochotę powybijać całą ludzką populację; raz mam ego wielkości Empire State Building, raz można je przyrównać do Rowu Mariańskiego; jednego dnia jestem najmilszą istotą na świecie, drugiego obrażam wszystko i wszystkich.
    Sprzeczności, to właśnie one stanowią najciekawszy aspekt człowieczeństwa. Człowiek, którym nie targają wewnętrzne rozbieżności, to człowiek nudny.

wtorek, 2 września 2014

Wrześniowa rozpraw(k)a o ignorancji

    Często, jak chyba każdy człowiek, który myśli o kondycji współczesnego społeczeństwa, zastanawiam się, skąd bierze się w ludziach ignorancja, ten brak szacunku do tego, co minęło, ale wciąż powinno być dla nas ważne, bo nas ukształtowało.
         Wczoraj doszłam do wniosku, że jedną z przyczyn jest to, z jaką łatwością człowiek pozbywa się pamiątek, z jaką lekkością wrzuca w ogień coś, co jest źródłem wiedzy na temat przeszłości.
        Ludzie są tak zapatrzeni w niepewną przyszłość, że ignorują pewne fakty dokonane, z których powinni wyciągać lekcje.
        Nie mówię, by ciągle patrzeć wstecz i nie myśleć o tym, co będzie, jestem zdania, że powinno zachować się zdrową równowagę, bo przecież gdyby nie to, co wydarzyło się KIEDYŚ, prawdopodobnie nie byłoby TERAZ, a tym bardziej POTEM.

    A teraz z innej ignorancyjnej beczki: czy ludzie kiedykolwiek się nauczą, że jeśli się czegoś nie potrafi robić, to lepiej się za to nie zabierać?
Tak, mówię o panach robotnikach, którzy od prawie pół roku uprzykrzają nam życie. Zrobili nam z drogi syf, co rusz uszkadzają dopływ wody i prądu, o wyciekach gazu sprzed kilku tygodni nawet nie wspomnę.
        Mam już dosyć tego hałasu, trzęsących się szyb dwadzieścia cztery godziny na dobę i oglądania tępo uśmiechniętych mord, gdy dochodzi do awarii, która mogłaby mieć poważne skutki, gdyby nie ten łut szczęścia, które zawsze sprzyja głupim.
    Czy tak ciężko jest zatrudnić kogoś, kto zna się na rzeczy i komu zależy na dobrym wykonaniu zlecenia?
        Ci panowie powinni dostawać pieniądze za to, co zrobili, a nie ile godzin na to poświęcili. Wtedy skończyłyby się dwugodzinne drzemki w koparkach przeplatane trzydziestoma minutami pracy, a zaczęłaby prawdziwa, sprawna robota.