poniedziałek, 15 grudnia 2014

Amerykańska zbrodnia



    Kilka lat temu - dwa, jeśli mnie pamięć nie myli - po raz pierwszy usłyszałam o opartym na faktach filmie Amerykańska zbrodnia. Opowiedziano mi go w taki sposób, że bałam się go obejrzeć, jednak wczoraj przełamałam swój lęk. To, co zobaczyłam na ekranie, było o wiele mniej brutalne niż obrazy, które tworzyłam w głowie, ale równie szokujące. Trzęsłam się, oglądając ten film, tak ogromnie dotknęło mnie okrucieństwo kobiety, która miała być dobrą duszą. Jednak nie ona była moim zdaniem najgorsza - o wiele większym obrzydzeniem napełniło mnie zachowanie jej dzieci i ich znajomych. Jak można ot tak, zupełnie bez powodu, znęcać się nad niewinnym człowiekiem, praktycznie rzecz biorąc, dzieckiem? Dlaczego, widząc zmaltretowaną istotę, zamiast starać się jej pomóc, zdecydowali się zgnębić ją jeszcze bardziej?
"Mama pozwala", te słowa pokazały, że te dzieci nie były normalne, nie mogły być - normalne dziecko, które już dawno wyrosło z pieluch, powinno rozróżniać dobro od zła, bez względu na to, co mówią o tym jego rodzice czy rówieśnicy.
    Przed seansem obawiałam się tego, że ten film zwiększy moją awersję do rodzaju ludzkiego i tak się właśnie stało. Jeszcze bardziej brzydzę się okrucieństwem, bezmyślnością, obojętnością i kłamstwem wymyślonym dla głupiej zemsty.
    Ciężko mi było później zasnąć, cały czas myślałam o tym, na jakie cierpienie człowiek skazuje drugiego człowieka. Myślałam o tej biednej dziewczynie, która musiała przez to przechodzić i o innych ludziach, których spotykają podobne rzeczy. Wciąż nie potrafię pojąć, dlaczego tak się dzieje, co kieruje "ludźmi", którzy dopuszczają się takiego bestialstwa.
    Boli mnie to, że muszę żyć na tak okrutnym świecie. Czuję się winna, bo nie jestem w stanie powstrzymać tego zwyrodnialstwa. Wstydzę się tego, że jestem człowiekiem.

poniedziałek, 8 grudnia 2014

Czarna owieczka

    Wczoraj na Twitterze napisałam, że ból jest wtedy, gdy kończy ci się twój ulubiony żel pod prysznic; prawda jest taka, że prawdziwy ból czujesz w sytuacji, w której jako dziecko byłeś typowany na lidera. Najbystrzejszy z rodziny, najurokliwszy, jedyny, który ma szansę coś w przyszłości osiągnąć.
A potem stało się życie i wszystko zostało brutalnie zweryfikowane: znalazłeś się poza podium, ba, już na starcie zostałeś zdyskwalifikowany. Siedzisz na ławce rezerwowych - ty, najdorodniejsza owieczka w stadzie - i obserwujesz, jak cholernie dobrze radzą sobie ci, którzy mieli być przegranymi, a twoje piękne białe futerko zamienia się w czarny kołtun.
Czerń przedostaje się też do twojego umysłu i nie czujesz już nic prócz frustracji i zazdrości, choć robisz wszystko, co możesz, by nie było tego widać, by nikt nie wiedział.

poniedziałek, 24 listopada 2014

Pomagam, ale komu?

    Lubię, kiedy w moim mieście organizowane są zbiórki ubrań dla PCK, bo zawsze mam coś do oddania i wtedy czuję się lepszym człowiekiem. Ale tylko na chwilę; szybko dochodzę do przykrego wniosku, że to moje pomaganie to czyn czysto egoistyczny. Robię to, by budować swoją wartość jako istota ludzka. I nie chodzi o to, by inni postrzegali mnie jako dobrą duszyczkę, ale bym ja sama się tak widziała, abym nie czuła się jak chodzące, bezużyteczne gówno. To wszystko ma na celu wybielać mnie przede mną samą, więc czy jest w tym w ogóle jakaś szlachetność? Altruizm? Empatia? Tak zwane dobre serce?

środa, 5 listopada 2014

Intelelelele

     Nie lubię pseudointelektualistów. Ludzi, którzy pozują na otwartych, a tak naprawdę są szczelnie zamknięci w swoim hermetycznym środowisku, które rządzi się zasadą kółeczka wzajemnej adoracji. 
Szanuję cudze poglądy, ale tylko wtedy, gdy pokrywają się z moimi.
Inteligentni są tylko ci, którzy myślą tak jak ja. 
I gdzie ta wykrzykiwana tolerancja? Gdzie akceptacja odmienności?
Jeśli tak wygląda współczesna inteligencja, to cholernie cieszę się z tego, że jestem prostym, średnio bystrym człowieczkiem bez wygórowanych ambicji. 

piątek, 3 października 2014

Wesoła twórczość

Kwiatki są brązowe, a drzewka niebieskie
Woda w rzece żółta, a na niebie pieski
Biegną jak szalone, pędzą ile sił
A spod ich łapek unosi się pył
Czarne i szorstkie, wściekłe, rozgniewane
Zagryzły na śmierć, bo były niekochane

czwartek, 2 października 2014

Śmieszność

Naiwność mnie śmieszy,
pseudo dojrzałość mnie śmieszy,
głupia mądrość mnie śmieszy,
nieoryginalna oryginalność mnie śmieszy,
samozwańczy artyści mnie śmieszą,
wszechobecna wyjątkowość mnie śmieszy,
cała ludzkość mnie śmieszy,
i sama ja jestem śmieszna. 

niedziela, 28 września 2014

Niedzielna pułapka myśli



    Samotność jest wtedy, gdy oglądając dokument o pingwinach, gadasz sama do siebie, pochłaniając kawałki kurczaka z mrożonki z sosem słodko-kwaśnym.
   
    Mój pies to rasowy pies ogrodnika - nie chciała się dziś ze mną bawić, a gdy tylko cmoknęłam na psa kuzynki, spojrzała na mnie tak, jakbym uraziła jej majestat. 
"Jesteś moją panią, masz kochać tylko mnie, nawet wtedy, gdy nie zwracam na ciebie uwagi, bo ważniejsza jest dla mnie obserwacja kotów".

    Nie wiem, gdzie mam dzisiaj głowę - zmarnowałam kapsułkę z kawą i ostatki śmietanki, bo zamiast zaczekać, aż woda w ekspresie się zagrzeje, a guziczek stanie zielony, nacisnęłam go, gdy jeszcze mienił się na czerwono.

    Wiele razy pisałam i myślałam o tym, że bardzo chciałabym być dobrym człowiekiem. Co dla mnie znaczy bycie dobrym człowiekiem? Kto jest dla mnie przykładem dobrego człowieka? Moja mama. Tak, jak ona pomaga swojemu wujkowi, któremu poszczęściło się w życiu mniej niż nam, nie pomaga mu nikt inny.
Zresztą nie tylko jemu - gotowa jest rzucić wszystko byle tylko pomóc osobie, która akurat tej pomocy potrzebuje.
A ja musiałam oczywiście odziedziczyć charakter po ojcu egocentryku, który swoją megalomanią zawstydziłby nawet Johnny'ego Bravo. 
Genetyka jest niesprawiedliwa.

poniedziałek, 22 września 2014

Ciemna strona wyobraźni



    Rocznica urodzin to taki czas, kiedy człowiek, po fali radości związanej z przyjęciem prezentów i najedzeniem się tortem, zaczyna myśleć, analizować całe swoje istnienie, wszystkie elementy, które się na nie składają.
         Wnioski bywają różne: jednych satysfakcjonują, innych doprowadzają do łez. Nikogo nie zaskoczę, gdy napiszę, że zaliczam się do tej drugiej grupy.
        Dopadło mnie w nocy, podczas seansu American Horror Story. Taki nagły smutek, wykręcająca wnętrzności melancholia.
        Coś, co uważam ze swój największy dar, tak naprawdę stanowi moje najgorsze przekleństwo.
Wyobraźnia, to ona spaczyła moje postrzeganie świata. Od dziecka miałam tendencję do uciekania w świat fantazji, gdzie wszystko było lepsze niż w rzeczywistości. Nikogo to nie martwiło, w końcu wszystkie dzieci tak robią, to normalne. Niestety zostało mi to do dziś i kompletnie zniszczyło.
        Świadomość, że moje życie nigdy nie będzie wyglądało jak to, które sobie wymyśliłam, odbiera mi wszelką radość, energię i motywację.
Rzeczywistość porównana z tymi wspaniałymi rzeczami dziejącymi się w mojej głowie zawsze będzie wypadać blado i nigdy mnie nie usatysfakcjonuje.
    Nie jestem chora, jak sugeruje mi to rodzina, jestem po prostu znudzona i sfrustrowana, bo zawiesiłam poprzeczkę tak wysoko, że choćbym dwoiła się i troiła, nigdy jej nie przeskoczę.

Ale jej życie było zimne jak poddasze, którego okienko wychodzi na północ. I nuda - milczący pająk - snuła w mroku swą nić we wszystkich zakątkach jej serca - Gustaw Flaubert; Pani Bovary

poniedziałek, 15 września 2014

Cytat dnia

Przyszłość była jak czarny korytarz z głucho zamkniętymi drzwiami na końcu 
- Gustaw Flaubert; Pani Bovary




    Zainspirowana powyższym zdaniem, stworzyłam wpis dotyczący moich zapatrywań na przyszłość połączonych z czymś, co nazwałam "depresją przedurodzinową". Ostatecznie jednak uznałam, że jest to tekst zbyt osobisty i nazbyt obnażający, więc zdecydowałam się podzielić nim z pamiętnikiem, w którym znajdowała się dotychczas tylko jedna notatka (o podobnym wydźwięku) z szóstego września dwa tysiące trzynastego roku. Wtedy właśnie postanowiłam pogodzić się z klasycznym, papierowym dziennikiem, jednak bez sukcesu.
Chyba aż nazbyt uzależniłam się od bloga i próżnej świadomości, że ktoś interesuje się moją osobą, tym, co siedzi w mojej głowie.
Stąd tylko kolejny Cytat dnia i zupełnie niepotrzebny dopisek tworzony w potrójnie niesprzyjających warunkach - choroba, słońce natarczywie wpychające się przez okno i ciągłe "trzęsawki" całego domu spowodowane przez dziury w drodze, która dziś miała zostać pokryta świeżym asfaltem. Miała, ale przecież bezcelowe spacerki z papieroskami i dłubanie słonecznika jest ważniejsze niż równa droga i spokój mieszkańców.

piątek, 5 września 2014

Krótko o kulturze i dobrym wychowaniu


    1. Nie lubię, nie cierpię, nienawidzę, krew mnie zalewa, kiedy ktoś wchodzi do MOJEGO domu bez pukania, nieważne czy to rodzina, czy ktoś obcy. Jeśli gdzieś nie mieszkasz, nie wchodź jak do siebie!
    2. Kiedy oddaję się czynnościom higienicznym, nie życzę sobie, by ktokolwiek walił mi do drzwi łazienki i zadawał głupie pytania. Łazienkowy czas to czas tylko dla MNIE!
    3. Jeśli do mnie dzwonisz i mówię ci, że nie wiem, gdzie jest i co robi osoba, o którą pytasz, nie nalegaj na to, bym biegała po całym domu i podwórku i jej szukała, zwłaszcza gdy jestem zirytowana po tym, jak ktoś wlazł mi do domu bez pukania i zaczął dobijać się do łazienki.
    4. Nie próbuj się wymądrzać i wpierać mi, że wyolbrzymiam swoją reakcję, gdy chwilę wcześniej miały miejsce trzy powyższe sytuacje.


Dom, słodki dom, gdzie nienaganna panuje kultura
Gdzie ludzie dobrze wychowani i nikt nikogo nie wkurwia.

czwartek, 4 września 2014

Seryjny morderca z wyrzutami sumienia


    Dwojakość natury ludzkiej, trzeba przyznać, jest fascynująca. Z jednej strony pragniemy budować, z drugiej bez mrugnięcia okiem dokonujemy aktu destrukcji, który w pierwszej chwili wypełnia nas ulgą, a w następnej wpycha w otchłań wyrzutów sumienia.
    Codziennie zabijam co najmniej jedną muchę. Kiedy to robię, czuję zadowolenie, w końcu to plugawe, irytujące stworzenie - żeruje na martwych zwierzętach, chodzi po odchodach tych żywych, a potem wlatuje ci do domu i siada na jedzeniu lub też zanurza się w napoju - po co ma istnieć?
Ale zawsze potem dopadają mnie wyrzuty sumienia, bo to przecież żywa istota, a kim ja jestem, by decydować o tym, kto ma żyć, a kto umierać?
    Nienawidzę czegoś, ale jednocześnie się nad tym lituję - mysz, którą kot, zamiast zabić, zostawił cierpiącą, nie mogącą się ruszyć na trawie - ; darzę coś miłością, ale chętnie bym to zniszczyła w przypływie złości; płaczę na widok cierpiących ludzi, a często gęsto mam ochotę powybijać całą ludzką populację; raz mam ego wielkości Empire State Building, raz można je przyrównać do Rowu Mariańskiego; jednego dnia jestem najmilszą istotą na świecie, drugiego obrażam wszystko i wszystkich.
    Sprzeczności, to właśnie one stanowią najciekawszy aspekt człowieczeństwa. Człowiek, którym nie targają wewnętrzne rozbieżności, to człowiek nudny.

wtorek, 2 września 2014

Wrześniowa rozpraw(k)a o ignorancji

    Często, jak chyba każdy człowiek, który myśli o kondycji współczesnego społeczeństwa, zastanawiam się, skąd bierze się w ludziach ignorancja, ten brak szacunku do tego, co minęło, ale wciąż powinno być dla nas ważne, bo nas ukształtowało.
         Wczoraj doszłam do wniosku, że jedną z przyczyn jest to, z jaką łatwością człowiek pozbywa się pamiątek, z jaką lekkością wrzuca w ogień coś, co jest źródłem wiedzy na temat przeszłości.
        Ludzie są tak zapatrzeni w niepewną przyszłość, że ignorują pewne fakty dokonane, z których powinni wyciągać lekcje.
        Nie mówię, by ciągle patrzeć wstecz i nie myśleć o tym, co będzie, jestem zdania, że powinno zachować się zdrową równowagę, bo przecież gdyby nie to, co wydarzyło się KIEDYŚ, prawdopodobnie nie byłoby TERAZ, a tym bardziej POTEM.

    A teraz z innej ignorancyjnej beczki: czy ludzie kiedykolwiek się nauczą, że jeśli się czegoś nie potrafi robić, to lepiej się za to nie zabierać?
Tak, mówię o panach robotnikach, którzy od prawie pół roku uprzykrzają nam życie. Zrobili nam z drogi syf, co rusz uszkadzają dopływ wody i prądu, o wyciekach gazu sprzed kilku tygodni nawet nie wspomnę.
        Mam już dosyć tego hałasu, trzęsących się szyb dwadzieścia cztery godziny na dobę i oglądania tępo uśmiechniętych mord, gdy dochodzi do awarii, która mogłaby mieć poważne skutki, gdyby nie ten łut szczęścia, które zawsze sprzyja głupim.
    Czy tak ciężko jest zatrudnić kogoś, kto zna się na rzeczy i komu zależy na dobrym wykonaniu zlecenia?
        Ci panowie powinni dostawać pieniądze za to, co zrobili, a nie ile godzin na to poświęcili. Wtedy skończyłyby się dwugodzinne drzemki w koparkach przeplatane trzydziestoma minutami pracy, a zaczęłaby prawdziwa, sprawna robota.

sobota, 16 sierpnia 2014

Polne rozmyślania

    Od niedawna mam takie małe hobby - zbieranie bażancich piór. Zwykle znajduję jedno lub dwa, dziś znalazłam ich dwanaście i odkryłam coś zaskakującego. Gdy trafia mi się jedno albo dwa, cieszę się jak dziecko, a kiedy dziś zebrałam tuzin, moje ekscytacja była znacznie mniejsza niż się tego spodziewałam.
Pierwsze, wiadomo, uśmiech i satysfakcja. Satysfakcja, która malała z każdym kolejnym znaleziskiem. Przy szóstym dopadło mnie coś w rodzaju rutyny, przeszłam na tryb: za moment znajdę kolejne, to oczywiste. I tak się działo, i nie było już tak fajnie, jak na początku.
    Przechadzałam się wśród tych wszystkich krzewów, schylałam pod rozrastającymi się we wszystkie strony gałęziami, wgapiałam w świeżo skoszoną trawę, gdzie co chwila natrafiałam na przygnite jabłka i zastanawiałam nad pewnymi rzeczami - czy więcej znaczy lepiej? Czy coś cieszy nas bardziej, kiedy zdobycie tej rzeczy nie przyszło nam zbyt łatwo?
Nie doszłam do żadnych konkretnych wniosków, nigdy do nich nie dochodzę. Może to świadczy o mojej głupocie, a może właśnie na tym polega cała rzecz - zastanawiać się, ale nigdy nie znajdować odpowiedniego rozwiązania.

sobota, 9 sierpnia 2014

Rzecz o kolan bólu

Kolana mam takie gorące, płonące od reumatycznego bólu.
Reumatyczny brzmi jak romantyczny, ale inaczej się go czuje.
Ostre igły, żądła pszczele, w ciele mym jak w ulu.
Za tłoczno, za ciasno, za głośno, królowa kapituluje.
Dwa bażancie pióra, kwiaty i patyki.
Odpuść sobie, siostro, nie znajdziesz tu logiki.

sobota, 2 sierpnia 2014

Jeździec znikąd

    W końcu udało mi się obejrzeć ten film - osiem miesięcy po tym, jak płyta DVD trafiła w moje posiadanie.
Skąd taka zwłoka? Ze strachu. Bałam się tego filmu, tego, że mnie brutalnie rozczaruje i stracę wiarę w Johnny'ego i jego zawodowe wybory.
Nic bardziej mylnego...
Jeździec znikąd nie jest może wybitnym dziełem współczesnej kinematografii, ale doskonale sprawdza się jako kino rozrywkowe - w sam raz na nudne, sobotnie popołudnie. Dużo akcji, ciekawe aczkolwiek nieskomplikowane wątki, ładne widoki, dobre aktorstwo i sporo humoru. Ciężko jest nie porównywać tego obrazu do Piratów z Karaibów - klimat jest bardzo zbliżony, film jest ewidentnie kierowany do tej samej publiczności, opiera się dokładnie na tym samym schemacie, więc tym bardziej dziwi mnie to, że został aż tak surowo oceniony przez krytyków i widzów, podczas gdy PzK było takim hitem. Osobiście uważam, że JZ reprezentuje ten sam poziom, co pierwsza i czwarta część Piratów, i bije na głowę drugą i trzecią.
Na szczególną uwagę (i pochwałę) zasługuje charakteryzacja. Stary Tonto wyglądał niesamowicie i przede wszystkim bardzo naturalnie. Harlow spisał się też na medal w przypadku Williama Fichtnera - odtwórcy roli Butcha Cavendisha. No i wisienka na torcie - Helena Bonham Carter. Jej sztuczna noga robiła spore wrażenie, tak jak i cała reszta. Grana przez nią bohaterka była zdecydowanie najbardziej barwną postacią w całym filmie - i wcale nie mam na myśli płomiennorudych włosów. Pojawiała się rzadko (jak dla mnie, za rzadko), ale kradła wtedy cały show.
Johnny czasami za bardzo szedł w stronę Jacka Sparrowa, ale generalnie stworzył interesującą, naprawdę udaną postać - choć z pewnością nie zaliczyłabym jej do grona tych najlepszych. John w wykonaniu Armie'ego Hammera był nieco mdły, jednak do strawienia. Miłym zaskoczeniem był dla mnie wspomniany już wcześniej William Fichtner, którego kojarzyłam głównie z roli Mahone'a w serialu Skazany na śmierć. Jego postać przykuwała uwagę i była jedną z najlepiej wykreowanych. Pozostałym członkom obsady też nie można niczego zarzucić, wszyscy trzymali wysoki poziom.
Jeśli chodzi o minusy, do głowy przychodzi mi tylko jedna rzecz - ostatnie minuty filmu, pędzący, rozczłonowany pociąg, przepychanki tych dobrych, z tymi złymi; wszystko przy akompaniamencie niezbyt dobrze dobranej muzyki. Choć podkreślam, że to wyłącznie moje subiektywne odczucie. Plus owa przejażdżka była zdecydowanie za długa; w pewnym momencie zaczęła mnie nudzić ( i to był jedyny moment, w którym odczułam nudę), myślę, że film by nie ucierpiał, gdyby była krótsza przynajmniej o te pięć minut.
   Jako że miałam do dyspozycji płytę DVD, mogłam sobie pozwolić na obejrzenie niewykorzystanej sceny i kompilacji wpadek. Pierwszy materiał nieco mnie rozczarował. Czym? Owa niewykorzystana scena była praktycznie w całości wygenerowana komputerowo. Zapewne twórcy chcieli nakręcić ją w klasyczny sposób, ale w porę uznali, że nie jest najlepsza. I mieli rację. Gdy wyobraziłam ją sobie w przestrzeni realnej, z żywymi aktorami, wydała mi się mocno naciągana i zupełnie nie pasująca do klimatu filmu. Więc tak, nie nakręcenie jej było najlepszą decyzją pana Verbinskiego.
Co do wpadek - ten dodatek podobał mi się o wiele bardziej. Zagwarantował mi kolejną porcję śmiechu, żałuję tylko, że był taki krótki (nieco ponad trzy minuty), bo chętnie obejrzałabym więcej takiego zakulisowego materiału.
     Podsumowując - w moim odczuciu film, w skali od 1-10, zasługuje na solidną siódemkę. A na co nie zasługuje? Na tę całą nagonkę ze strony mediów i publiczności. Jak wspomniałam na początku, Jeździec znikąd nie jest dziełem sztuki, ale ogląda się go naprawdę przyjemnie, człowiek może się choć na chwilę oderwać od szarej rzeczywistości i od swoich nie zawsze miłych myśli, a w tego typu filmach właśnie o to chodzi.


    Taka mała rada na przyszłość - zanim sięgniemy po jakiś film, dowiedzmy się do kogo jest kierowany i jaki gatunek reprezentuje, a następnie przyjmijmy odpowiednie nastawienie. Bo człowiek nigdy nie będzie usatysfakcjonowany, jeśli będzie oczekiwał od kina rozrywkowego górnolotnych przemyśleń filozoficznych. I na odwrót. 

poniedziałek, 28 lipca 2014

Czy można upaść jeszcze niżej?

    Czy jest coś bardziej poniżającego niż sytuacja, kiedy to twoja własna matka musi kłamać na twój temat, żeby inni ludzie mieli powód do tego, by myśleć, że jest z ciebie dumna?
      Jeszcze nigdy w życiu nie czułam się aż tak beznadziejna. Wiele razy miałam wrażenie, że nawaliłam, że jestem najgorszą córką, jaka może się trafić, ale po raz pierwszy mam tego stuprocentową pewność.
        Odczuwałam już wiele rodzai bólu psychicznego, ale ten jest zdecydowanie najgorszy. Jest tak ogromny, że zamienia się w fizyczny - pali i ściska wnętrzności.
        Przeprosiłabym za to, że jestem takim nieudacznikiem, ale to takie cliche. W takim tonie wypowiadają się małolaty, które mają za dużo w dupach i wymyślają sobie problemy, które znikają wraz z nowym I-Phonem czy "melanżykiem".
       Zakończę tu, bez zbędnych słów, bo dziś i tak nie przynoszą ukojenia.

sobota, 19 lipca 2014

Nietoperz

Nietoperz umierał całą noc
Piszczał i zgrzytał zębami
W pułapce drewna i kłów
Pod plastikiem popękanym
Umierał głośno i długo
Świadkiem trzy różne rasy
Tchórze, bestie i głupcy
Ci ostatni z latarkami
Z nieba na ziemię
Bilet w jedną stronę
Na nic im skrzydła
I tak zostaną zjedzone

czwartek, 22 maja 2014

Lenistwo

    Lenistwo w opinii społeczeństwa to wada, w kręgach katolickich jeden z grzechów głównych, a dla mnie to uniwersalna wymówka.
O wiele łatwiej jest powiedzieć, że miało się lenia, niż że nie miało talentu, kiedy pada pytanie "czemu już nie grasz?". Znacznie prościej jest zasłonić się lenistwem, niż tłumaczyć, co dzieje się w mojej głowie za każdym razem, gdy przekraczam wyznaczoną przez bramę granicę.

środa, 21 maja 2014

Odsłonięta

    Wycieli moje ulubione choinki, te, które sprawiały, że moje okno nie było widoczne z ulicy. 
Czuję się teraz taka odkryta, poniekąd naga.
Takich rzeczy się nie robi...

wtorek, 13 maja 2014

Pamiętnikowo

    Dziś potraktuję ten blog jak pamiętnik, bo jestem poirytowana i muszę , , ową irytację z siebie wyrzucić: przez większość czasu słyszę, że nic nie robię, że chociaż od czasu do czasu mogłabym przynajmniej obiad ugotować. I kiedy nadchodzi już to od czasu do czasu i coś zrobię, co otrzymuję w zamian? Kręcenie nosem. Na dokładkę usłyszę też, że jestem wredna. Tak, drodzy mili, zrobienie dwóch wariantów obiadu, bo pierwszy komuś nie pasował, to od dzisiaj bycie wrednym.

    Nie macie czasem wrażenia, że ktoś z rodziny kocha jakiś przedmiot bardziej od was? Ja tak mam z babcią i jej patelnią.

środa, 7 maja 2014

Kolejna porcja ludzkiego jadu

    Czasami mam wrażenie, że widzę więcej niż inni ludzie. 
Nie, wróć, to wcale nie jest wrażenie, to fakt. W dodatku frustrujący. 
Czemu frustrujący?
Bo ludzie nie widzą detali, które mi automatycznie rzucają się w oczy i jeszcze się ze mną kłócą. 
"Bo przecież te dzieci nie są do siebie za grosz podobne! Jedna ma jasne włosy i jasną karnację, a druga ciemne włosy i śniadą cerę!" 
Ale nieważne, że układ i kształt twarzy mają identyczny. Co tam ułożenie kości, co tam rysy, mają inne włosy, to wyklucza jakiekolwiek podobieństwo! 
Życie wśród ignorantów to przekleństwo. Zwłaszcza wśród tych, którzy o ósmej rano chodzą ci w obcasach nad głową. 
O pieprzonej ósmej! 
Ósma to środek nocy! 
Nie ufam osobom, boję się osób, które wstają przed tą godziną i są pełne energii i uśmiechu. To nie mogą być istoty ludzkie. Nie istoty ludzkie mojego sortu. 
   Przy okazji: wczoraj trafiłam na ciekawy cytat z książki Cedry pod śniegiem: 
 
Kochał ludzkość z całego serca, ale nie lubił większości ludzi.  
 
Coś w tym, cholera, jest... 

wtorek, 8 kwietnia 2014

Poza społeczeństwem, właśnie tam chcę być

    Nie od dziś wiadomo, że łazienka to takie miejsce, gdzie człowiek, będąc pod gradem ciepłych strumieni wody, rozmyśla o tym, jak wygląda jego życie i jak maluje się jego przyszłość. 
        W takich oto okolicznościach doszłam do wniosku, że moja izolacja od społeczeństwa, mimo iż czasami uwiera mnie bardziej niż za małe buty, jest w gruncie rzeczy dobra. Nie jestem od nikogo zależna, nikt nie może powiedzieć, że coś mu zawdzięczam - oprócz rodziny, ale rodzina to coś więcej niż społeczeństwo - i nie marnuję energii na żałosne dramaty z serii "ten mnie kocha, a ten nie i idę się zabić". Sama o wszystkim decyduję i marnuję sobie życie na swoich własnych warunkach. Mam mnóstwo czasu na to, by poznawać samą siebie, a to jest dla mnie o wiele cenniejsze niż marnowanie energii na obcowanie z ludźmi, którzy wcześniej czy później z przyjaciół staną się obcymi osobami.

niedziela, 6 kwietnia 2014

Pierwszy w kwietniu, na sztywno

    Od dłuższego czasu zastanawiam się nad sensem istnienia blogów pokroju tego tu. Jako argumenty przeciw krążyły mi po głowie trzy rzeczy - brak wiarygodności, zbyt młody wiek, hipokryzja.
A potem odkryłam, że 2/3 z nich mnie nie dotyczy, jedyne, co mogę sobie zarzucić, to zbyt młody wiek (choć w innych kontekstach te moje dwadzieścia parę lat to zdecydowanie za dużo), ale to w końcu nie zbrodnia. A przynajmniej tak słyszałam.
W każdym razie człowiek musi się gdzieś wygadać. Jeśli jest szczery, na nic się nie sili i niczego nie udaje, nikomu nie robi krzywdy.

piątek, 21 marca 2014

Rozczarowanie

      Rozczarowanie jest wtedy, gdy budzisz się rano z dziwnymi znakami na ręce, powoli zaczynasz podejrzewać, że stworzyła je jakaś siła wyższa i jesteś wybrańcem, a ostatecznie okazuje się, że był to odcisk guzików z poszewki na poduszkę.

niedziela, 16 marca 2014

Magia południa

        Niedzielne południe spędzane we własnym pokoju też może mieć w sobie magię. Wystarczy odtwarzacz i słuchawki, a w nich When doves cry w wykonaniu cudownej Patti Smith.
        Krople spływające po szybie, krople spływające po polikach. Ja nie płaczę, ja synchronizuję się z deszczem.

czwartek, 30 stycznia 2014

piątek, 24 stycznia 2014

Wpis numer 1500 100 900

   Skończyły się dobre czasy dla jedzenia - organizm znów się buntuje, narzucając mi niechciane głodówki. 
Za wszystko winię stres, a za stres winię pewną jednostkę ludzką, która przyczyniła się do mojego przyjścia na świat. 
Wbrew temu, co twierdziłam kilka miesięcy temu, nie umiem się nie przejmować. 
Taka mała rada na przyszłość - jeśli masz skłonności do autodestrukcji, nigdy, przenigdy nie zakładaj rodziny. 




~*~   


A kto umarł, ten nie żyje. 
- Franz Maurer, Psy 1992

piątek, 17 stycznia 2014

O mnie cudzymi słowami

Samolubny ze mnie skurwiel. Skoro ja nie mogę tego mieć, nie chcę, żeby miał ktoś inny. 

- Robert Mapplethorpe


~*~

   Pieprzony rasowy pies ogrodnika. 
A kiedy ktoś zdobywa coś, czego ja nie mogę mieć, automatycznie obdarzam go bezgraniczną, czystą nienawiścią, i nieważne, jaki wcześniej miałam stosunek do tej osoby.
Brzydzę się przez to sobą, ale inaczej nie potrafię.
Wiedzieć, że coś jest złe, a mimo to dalej w to brnąć, nadal tak postępować, to takie aż do bólu ludzkie... 

środa, 15 stycznia 2014

Dwadzieścia dwa

Przeklęta liczba,
koszmar na jawie,
piekło na ziemi. 

Kroczenie wstecz,
zbyt krótki wzrok, 
pełno cieni. 

Brak symetrii,
stały chaos,
niezmienności nic nie zmieni. 

wtorek, 14 stycznia 2014

Chwila słabości

~*~

O, niech raz chociaż się rozczulę! Tak mam już dość tego wiecznego cynizmu. 

- Vladimir Nabokov; Lolita 


~*~

    Za wszystko winię Patti Smith i jej cudowne Poniedziałkowe dzieci... 

poniedziałek, 6 stycznia 2014

Milczenie owiec

    Nie wszystkie, ale większość książek w jakiś sposób na mnie oddziałuje. Ta spod pióra Thomasa Harrisa napełniła mnie przeogromną, taką wręcz rozrywającą, chęcią napisania kryminału z prawdziwego zdarzenia. Ale cóż, po kilku chwilach sama i inni przypomnieli mi, że nie dla psa kiełbasa. Chcieć to nie znaczy móc. Między "chceniem", a możnością jest gigantyczna różnica, szczególnie w moim przypadku.
Który to już raz zakochuję się w jakieś dziedzinie sztuki i boleśnie uświadamiam sobie, że nie jestem w stanie osiągnąć tego, co bym chciała? Przestałam już nawet liczyć. Z wiekiem lepiej to znoszę, ale mimo wszystko nadal cierpię. Zbyt dużo ambicji i pragnień, zdecydowanie za mało umiejętności i tak zwanego talentu. Chyba naprawdę powinnam wytatuować sobie tak uwielbiony przeze mnie cytat z filmu Blow, który tak często powtarzałam w swoich wypowiedziach pisemnych: wymuszam uśmiech, wiedząc, że moje ambicje przerosły mój talent.
     Dzień idealny na takie wynurzenia, niedzielny nastrój w poniedziałek - zły humor po przebudzeniu i irytacja spowodowana zachowaniem domowników, a na sam koniec nokaut rozmową telefoniczną. Choć nie wiem, czy powinnam użyć słowa koniec, w końcu do zakończenia szóstego stycznia pozostało jeszcze kilka godzin.
Nieważne, żal wylany, serce kilka kilo lżejsze i byle do rana.


~*~

[...] rytm automatycznej pralki jest jak bicie wielkiego serca a szum przelewającej się w niej wody jak odgłos, który słyszy nienarodzone jeszcze dziecko: przypomina miejsce, w którym po raz ostatni doznaliśmy spokoju.