środa, 14 września 2016

Wrześniowe wyzwanie - dzień czternasty

        Wrzesień trwa już dwa tygodnie, a aura wciąż paskudnie lipcowa. Budzę się z nadzieją, że może tego dnia odpocznę od przeraźliwego ucisku w głowie, który wywołuje nieznośny upał, ale gdzie tam, patrzę w okno i widzę niemiłosiernie prażące słońce, żadnej chmurki, zero nadziei na opady. Jestem już tym zmęczona, tak bardzo, że dziś nie jestem w stanie rozwinąć żadnej innej myśli (ZNÓW!), choć trochę się ich po głowie pałęta. 
         Ech, marzę o darze prawdziwej elokwencji, oratorskim szale, którym rzuciłabym samą siebie na kolana. Bo mówić, mówię dużo, ale czy dużo oznacza sensownie? Interesująco? Zabawnie (humor w wypowiedzi ustnej to dla mnie rzecz święta, nawet gdy rozwodzę się nad swoimi ułomnościami, a może przede wszystkim wtedy. Jest nawet taki świetny cytat z Lotu nad kukułczym gniazdemBo wie, że trzeba się śmiać ze wszystkiego, co boli, aby zachować równowagę i nie dać się zwariować.)?
         Kiedy wczoraj oparzyłam się w stopę, usłyszałam: szkoda, że nie w język, nie gadałabyś tyle. 
Cóż, jestem słownym ekstrawertykiem, muszę mówić, mówienie mnie oczyszcza, dzięki niemu nie słyszę swoich myśli. Dobrze jest czasem ich nie słyszeć. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz