Pierwszy dzień września, mam gorączkę. Klasycznie, wrzesień to mój sezon chorobowy.
W nocy nie mogłam spać, było za cicho, ciągle miałam wrażenie, że słyszę jakieś stukania i szmery. Ogarnął mnie paranoiczny nastrój, którego nienawidzę.
Muszę koniecznie pozbyć się małego bukieciku sztucznych róż z parapetu - w nocnej ciemności wygląda jak ludzka twarz przylepiona do szyby.
Kolejna rocznica wybuchu II wojny światowej; w dwa tysiące trzynastym roku nawet wyrwana w środku nocy ze snu potrafiłam wyrecytować dokładny przebieg kampanii wrześniowej, teraz pamiętam bardzo niewiele i jest mi wstyd.
Rzuciłam sobie pewne wyzwanie, polega ono na tym, by codziennie, przez cały miesiąc, publikować jakiś wpis, bez względu na to, czy mam coś do powiedzenia, czy też nie.
Po co?
Z czystej ciekawości, chcę sprawdzić, czy jestem w stanie to zrobić, testuję też swoje przystosowanie do dorosłego życia. Dorośli codziennie muszą wykonać jakiś obowiązek, czy mają na niego wenę i ochotę, czy nie mają.
Niech Moc będzie ze mną!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz