Pierwszy dzień typowo jesiennej pogody, brakuje tylko deszczu i... pomysłów. Ostatnie trzy dni wyzwania, a mi już brakuje tematów, nad którymi mogłabym się rozwodzić, na które mogłabym narzekać (niepotrzebne skreślić).
Kilka razy złamałam swoją niepisaną zasadę, tę, według której nie miałam poruszać kwestii zbyt osobistych, ale wiadomo, jak to jest: z braku laku dobry i kit, desperacja zmusza nas do kroków, których postawić wcale nie chcemy. Bo coś napisać trzeba było, fiasko wyzwania nie wchodziło w grę, w końcu już bliżej końca niż dalej.
Finisz będzie trudny, trudniejszy niż zakładałam. Jak człowiek nie ma ciekawego życia, ciekawej osobowości i ciekawego (lub też jakiegokolwiek) hobby, sporo się musi napocić, by takie przedsięwzięcie pociągnąć. Tyle dobrego, że wciąż potrafię rozwodzić się nad tym, jak to nie mam się nad czym rozwodzić.
Nadużywam tego zwrotu, zdecydowanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz